Po co eurokonstytucja?
Treść
Polska miała dzisiaj przedstawić stronie niemieckiej swoje stanowisko w sprawie eurokonstytucji. Wiadomo już jednak, że tego nie zrobi. Szefowa polskiej dyplomacji Anna Fotyga zapowiedziała wczoraj w Brukseli, że Polska przedstawi opinię w tej sprawie po 20 lutego. Ustalanie polskiego stanowiska będzie trudne, m.in. dlatego że opinie wśród polityków są skrajnie podzielone. Nawet wśród koalicjantów.
Minister spraw zagranicznych Anna Fotyga zapowiedziała wczoraj po spotkaniu szefów dyplomacji państw UE, że Polska przedstawi swoje stanowisko w sprawie renegocjacji traktatu konstytucyjnego Unii po 20 lutego. Dodała, że rząd będzie zabiegał o wpisanie do traktatu wartości chrześcijańskich, "ale nie kosztem suwerenności", i zgodzi się na nazwę "konstytucja".
Liga Polskich Rodzin twierdzi, że "zgoda Polski na dowolną formę konstytucji byłaby zdradą podstawowych polskich interesów i eliminowałaby Polskę realnie z procesu decyzyjnego i z procesu stanowienia prawa". Tymczasem PiS skłonne jest pójść na pewne ustępstwa. Z kolei zdaniem Samoobrony, polskie stanowisko powinno się wyrażać krótkim stwierdzeniem: pośpiech jest potrzebny przy łapaniu pcheł.
Powołani 13 stycznia br. przez Lecha Kaczyńskiego negocjatorzy mieli zaledwie 10 dni na rozmowy, których efektem miało być wspólne stanowisko Polski w sprawie eurokonstytucji. Na razie nie jest ono znane nawet koalicjantom. Niektórzy podkreślają, że władze nie mogą zaakceptować konstytucji w żadnej formie.
- Rząd Jarosława Kaczyńskiego nie może poprzeć żadnej eurokonstytucji. Eurokonstytucja bowiem oznaczałaby podstawę prawną pod budowę państwa europejskiego. Można mówić o tym, w jaki sposób usystematyzować czy udrożnić jednolitość systemu gospodarczego w Europie, ale o jedności politycznej mówić w żaden sposób nie można, zwłaszcza że solidarność europejska, uczciwość polityczna i ekonomiczna jest mirażem - powiedział w rozmowie z "Naszym Dziennikiem" Bogdan Pęk (LPR).
Tak stanowcze w swych ocenach nie jest już natomiast Prawo i Sprawiedliwość. Zdaniem Konrada Szymańskiego, kręgosłupem traktatu konstytucyjnego jest problem kontroli nad europejską legislacją sprowadzający się do rozkładu siły głosów w Radzie UE. - Nie chodzi tu bynajmniej jedynie o alternatywę: albo system traktatowy, albo traktat nicejski. Może być jakiekolwiek inne rozwiązanie, ale pod jednym warunkiem - że Polska będzie miała polityczną siłę, żeby wraz z innymi podobnie myślącymi państwami blokować takie legislacje, które będą dla niej szkodliwe. Jeżeli Polska miałaby być pozbawiona siły głosu w tym stopniu, że politycznej szansy by nie miała, to nie powinna się godzić na taką zmianę traktatową - powiedział nam Szymański. W jego opinii, ważna jest także kwestia tego, w jaki sposób będzie rozwiązana koordynacja polityki zagranicznej. - Taka możliwość jest dopuszczalna, ale jest pytanie o szczegółowe zasady. Czy mechanizm zaproponowany w nowym traktacie będzie budował wspólną siłę Europy, nie pozbawiając poszczególnych państw europejskich możliwości działania indywidualnego, kiedy jest to potrzebne, czy też nie - stwierdził. Przyznał, że jeśli traktat ma mieć wysoką rangę i ma się odnosić do określenia wartości europejskich, to nie wyobraża sobie, żeby nie było w nim kluczowych odniesień do chrześcijaństwa.
Z kolei według Ryszarda Czarneckiego z Samoobrony, stanowisko Polski powinno być jednoznaczne: konstytucja nie jest rzeczą niezbędną dla dalszego funkcjonowania struktury, która już istnieje 50 lat. - Jeżeli natomiast większość Unii uprze się, żeby konstytucja była, to - moim zdaniem - nie powinna się ona nazywać konstytucją, bo jest to prawo suwerennych krajów. Dokument ten powinien być pewną formą traktatu mającego charakter minimum, ograniczonego do spraw, co do których jest powszechny konsensus - powiedział w rozmowie z "Naszym Dziennikiem". W jego opinii, eurodokument nie powinien też przesądzać w kwestii strefy euro ani w kwestii wspólnej polityki zagranicznej, "która jest elementem suwerenności poszczególnych krajów".
Z kolei Platforma Obywatelska deklaruje, że w tej sprawie "wyciągnęła rękę do prezydenta". We wczorajszej wypowiedzi dla Polskiego Radia senator PO Jarosław Gowin wyraził nadzieję, że nasi eksperci wspomogą polską delegację, która będzie wypracowywać nasze stanowisko w kwestii traktatu konstytucyjnego.
Największą bolączką dla Polski jest to, że unijna konstytucja zakłada pierwszeństwo prawa UE nad prawem krajowym. Ponadto dopóki nie było konstytucji, Unia nie miała formalnie osobowości prawnej. Tymczasem przyjęcie tego dokumentu oznaczać będzie - jak mówił swego czasu dla "Naszego Dziennika" dr Waldemar Gontarski, ekspert w dziedzinie prawa międzynarodowego - formalne wprowadzenie państwa federalnego, czyli superpaństwa. I wreszcie w przyjętym w czerwcu 2004 roku projekcie eurokonstytucji brakuje odniesień do chrześcijaństwa. Jak pamiętamy - mimo apeli Stolicy Apostolskiej i samego Jana Pawła II, m.in. "dzięki" przedstawicielom Francji, Belgii oraz krajów skandynawskich ten zapis pominięto.
Aneta Jezierska
"Nasz Dziennik" 2007-01-23
Informacja z serwisu www.iap.pl
Autor: wa