Przejdź do treści
Przejdź do stopki

Gdzie jesteśmy jako Kościół?

Treść

Z ks. kard. Javierem Lozano Barragánem, przewodniczącym Papieskiej Rady ds. Duszpasterstwa Służby Zdrowia, rozmawia Jolanta Tomczak

Podczas ostatniego Światowego Dnia Chorego, poświęconego nieuleczalnie i terminalnie chorym, Ksiądz Kardynał sygnalizował, że podstawowe problemy tych osób w wielu krajach świata to opieka paliatywna, a także uporczywa terapia i groźba eutanazji. Również w Polsce w ostatnich dniach widzimy to bardzo wyraźnie. Młody człowiek z Jastrzębia, Janusz Świtaj, sparaliżowany od kilkunastu lat, z niewydolnością oddechową, złożył do sądu wniosek o odłączenie go od respiratora. Chciałby, aby zrezygnowano wobec niego z uporczywej terapii, która w jego przekonaniu jest stosowana. Natomiast w wielu przekazach medialnych jego wystąpienie zaklasyfikowano jako „pierwszy w Polsce wniosek o eutanazję”. Natychmiast rozpoczęły się próby upolitycznienia i upraszczania tego problemu, przejawiające się m.in. w publikacji sondaży, w których pytano Polaków, czy popierają eutanazję. Księże Kardynale, czy prowadzenie dyskusji w taki sposób pomoże w rzetelnej analizie i ocenie tej sytuacji?
– Przede wszystkim musimy wyjaśnić, że czasami manipuluje się politycznie tego typu problemami, tak jak to było w ubiegłym roku we Włoszech w przypadku Piergiorgia Welby’ego [61-letniemu całkowicie sparaliżowanemu mężczyźnie, który przez kilkadziesiąt lat chorował na postępujący zanik mięśni, anestezjolog podał na jego prośbę – ale wbrew decyzji sądu – środek nasenny, następnie odłączył respirator – przyp. J.T.]. Żeby zatem mówić precyzyjnie, mieć kryterium, które pozwoli to wszystko dogłębnie wyjaśnić, trzeba stanąć zupełnie poza polityką, na płaszczyźnie neutralnej, i rozważać przypadek szczegółowy w odniesieniu do podstawowych pytań: czy wolno chorego odłączyć od respiratora, czy też nie. W przeciwnym bowiem razie, biorąc pod uwagę, że jest to temat bardzo na czasie i sam w sobie rozpala ludzkie umysły, będziemy – niezależnie od tego, czy zajmujemy pozycję na „tak”, czy na „nie” – reagować emocjonalnie. Tymczasem gwałtowne uczucia zaciemniają umysł i nie możemy wówczas ustalić kryteriów właściwego postępowania w danym przypadku.

Jaka jest różnica pomiędzy opieką paliatywną, uporczywą terapią a eutanazją?
– Eutanazja to jest szeroko zakrojone działanie, które zmierza do tego, żeby uśmierzyć ból człowieka chorego – przy jednoczesnym założeniu śmierci tego człowieka. A więc są trzy czynniki: terminalnie chory, procedury medyczne (lub rezygnacja z nich) i śmierć.
Uporczywa terapia jest każdym zabiegiem medycznym, który jest nieproporcjonalny i niepotrzebny, żeby wyleczyć chorego w obliczu jego nieodległej śmierci i który nie zmierza do niczego innego, jak tylko do przedłużenia bardzo bolesnej agonii. W wyniku uporczywej terapii życie chorego zostaje na jakiś czas przedłużone za cenę kolejnych ogromnych cierpień. Nie przeprowadzając uporczywej terapii, pozwala się umrzeć temu choremu w spokoju. Przy czym uporczywa terapia znajduje się na pograniczu medycyny paliatywnej. Opieka paliatywna zmierza do zmniejszenia bólu, ale nie do wyleczenia człowieka. Kiedy wszystkie zabiegi w opiece paliatywnej służą tylko temu, żeby przedłużać agonię – wtedy trzeba to zakwalifikować jako uporczywą terapię. Dlatego powinniśmy bardzo wyraźnie definiować takie pojęcia, jak eutanazja, uporczywa terapia i opieka paliatywna.
Powtarzam: eutanazja polega na uśmierceniu pacjenta. Uporczywa terapia nie jest niczym innym jak przedłużaniem bolesnej agonii, która później kończy się śmiercią. Opieka paliatywna pozwala zaś złagodzić ból. A zatem, aby rozważyć konkretny przypadek tego chorego, który prosi, żeby zaprzestać terapii, trzeba przede wszystkim zwrócić się do lekarzy, którzy się nim opiekują, żeby określili, w jakim stopniu ich przedsięwzięcia medyczne podtrzymują życie, są konieczne bądź też uporczywe. Po drugie, trzeba ustalić, czy określone procedury medyczne łagodzą ból chorego, pomagają mu, leczą go – czy też nie. Czy mieszczą się w obrębie opieki paliatywnej, a może są nieproporcjonalne – co odnosi się do sytuacji, gdy zagraża śmierć, której nie da się uniknąć przy zastosowaniu dostępnych środków. Lekarze muszą się wtedy wypowiedzieć, czy podejmowane leczenie jest sensowne. Jeśli lekarz będzie się upierał, że zabiegi są konieczne – wtedy mielibyśmy do czynienia z uporczywą terapią. Jeśli lekarz mówi, że leczenie w ogóle nie ma sensu – wtedy zbliża się do granicy eutanazji. Ale trzeba zaznaczyć, że takie czynności jak podawanie pożywienia i wody nie należą do obszaru eutanazji ani uporczywej terapii. Jeśli one tu się nie mieszczą, to tym bardziej oddychanie! Ani podawanie pożywienia i wody, ani oddychanie nie stanowią więc same w sobie uporczywej terapii. Jednak gdy dokonuje się to za pomocą aparatury, przy której zastosowaniu chory mimo wszystko odczuwa wielki ból, zaś gdyby tę aparaturę odłączono, zmarłby – to można by to mimo wszystko zakwalifikować jako uporczywą terapię. Granica jest tu bardzo trudna do uchwycenia.

Ale chory może odmówić leczenia?
– To pytanie łączy przypadek Piergiorgio Welby’ego z przypadkiem chorego z Polski. Czy pacjent może odrzucić pewne działania medyczne? Jeśli zabieg medyczny jest uporczywą terapią, pacjent ma prawo go odrzucić. Jeśli natomiast pomaga, daje nadzieję na wyleczenie, wtedy pacjent nie może go odrzucić, ponieważ staje wtedy w opozycji do piątego przykazania: „Nie zabijaj!”.
W odniesieniu do samej medycyny paliatywnej można powiedzieć, że jej celem jest umożliwienie pacjentowi tego, aby mógł przeżyć w sposób najbardziej godny moment swojej śmierci, moment odejścia z tego świata – tak żeby to mógł uczynić w sposób jak najbardziej świadomy, wiedząc, że to jest najważniejszy moment jego życia. Czasem ból jest tak wielki, że pacjent nie może uczynić w sposób świadomy przejścia z tego świata do innego. Ten ból przeszkadza. Wtedy można stosować środki łagodzące ból.
Chciałbym zaznaczyć, że opieka paliatywna bynajmniej nie odnosi się tylko do płaszczyzny fizycznej. Takie działania są oczywiście bardzo ważne, ale trzeba też dostrzec inną płaszczyznę: uczuciową, wewnętrzną. Możemy także mówić o wymiarze rodzinnym, społecznym – o towarzyszeniu terminalnie choremu, umierającemu przez osoby, które są blisko chorego i pomagają mu w tym najtrudniejszym momencie jego życia. Wreszcie w sposób specjalny należałoby powiedzieć o tym, że obok tych wszystkich działań medycznych potrzebna jest również opieka duchowa. Dla ludzi wierzących, katolików, największe znaczenie mają sakramenty święte. Wiatyk to coś więcej niż opieka paliatywna, to maksimum.

W swoim wniosku do sądu pan Świtaj pisze, że chce zostać odłączony od respiratora, gdy umrze jedno z jego rodziców, gdyż – jak uzasadnia – drugie nie poradzi sobie z opieką. Skarży się też, że władze nie odpowiadają na jego listy, że zamiast zwiększyć, zmniejszono mu pakiet świadczeń pielęgnacyjnych. Kto poza rodziną jest odpowiedzialny za tego chorego? Czy ta sytuacja nie jest owocem naszej społecznej obojętności? Czy to nie jest problem całego Narodu?
– A czy to nie jest też problem Kościoła? Być może brakuje opieki ze strony Kościoła, może ten człowiek czuje się w tym wszystkim sam, opuszczony. Gdzie są księża, gdzie są siostry zakonne, gdzie są wolontariusze? Gdzie jesteśmy jako wspólnota Kościoła? Rozumiem, że istniejący system ochrony zdrowia ma wiele luk i nie jest w stanie zaradzić wszystkim potrzebom pacjentów ani za wszystko zapłacić. Musimy jako chrześcijanie odkryć na nowo Ewangelię i zaproszenie Chrystusa: „Byłem chory, a przyszliście do mnie” – a więc byliście ze mną, odwiedziliście mnie. Ten konkretny przypadek to zatem apel do współbraci katolików, aby znaleźć możliwości, czas i być przy tym młodym mężczyźnie. A także po prostu otoczyć go modlitwą. Macie wielu świętych w Polsce, można śmiało polecać tego chorego ich wstawiennictwu.

Dziękuję za rozmowę.

Z włoskiego tłumaczył ks. Dariusz Giers.
"Nasz Dziennik" 2007-02-26

Informacja z serwisu www.iap.pl

Autor: wa